Ekipa (prawie) w komplecie: Marta, Kamil, Piotr, Tomek, Krzysiek, Marek, Sylwia, Artur
Na dobry początek wybraliśmy się do 'Grand Canyonu'
Ta trasa to grancanaryjski klasyk. Widokowa pętla...
...w scenerii niczym z Dzikiego Zachodu ;)
W grancanaryjskim Grand Canyonie
Grand Canyon - ...znany też jako Barranco de Fataga
...i powrót do Maspalomas w ciepłych promieniach zachodzącego słońca
Drugiego dnia pojechaliśmy na El Palmarete. Na początek kilkanaście km dojazdu...
...najpierw asfaltem wzdłuż oceanu, a potem szutrami po górskim grzbiecie.
I wreszcie jest! Oto on - początek szlaku El Palmarete
El Palmarete to wąska ścieżka biegnąca skalną półką...
...i efektownie balansująca nad przepaścią
Ścieżka prowadzi generalnie lekko w dół...
...miejscami jest dość trudna technicznie, albo nawet nieprzejezdna...
...ale miejscami bywa też zupełnie łatwa...
...tyle że niemal cały czas prowadzi w dużej ekspozycji...
...w pionowo opadającej ścianie skalnej...
Widoki obłędne, wrażenia niezapomniane i nie do opisania
Najwęższe miejsce. Tylko dla osób absolutnie niewrażliwych na ekspozycję :)
Niesamowite El Palmarete - to bez wątpienia najbardziej spektakularna...
...i zapadająca w pamięć trasa na Gran Canarii!
Ze względu na ekspozycję szlak na pewno nie jest w całości do przejechania...
...ale myślę, że nawet jeśli miałoby się go w całości przejść (prowadząc rower)...
...to i tak warto. Tym bardziej, że całość ma niewiele ponad 2 km
Po tych dwóch prawdopodonbnie najbardziej intensywnych...
...kilometrach w całym życiu, niesamowita ścieżka nad przepaścią się kończy...
...i po chwili docieramy nad zaporę i sztuczne jezioro Soria
Ale to jeszcze nie koniec atrakcji i wrażeń tego dnia!
Mamy tu np. jeszcze taką niespodziankę - palmowa oaza El Brusco
Uciekamy szybko w dół, bo w górach, w głębi wyspy zaczyna się coraz bardziej chmurzyć
Uff, udało się uciec przed burzą, a uciekając złapaliśmy jeszcze taki obrazek :)
Dzień trzeci, pogoda dopisuje, jedziemy tym razem jeszcze bardziej wgłąb wyspy...
...przez kanion Chira, w kierunku przełęczy Cruz Grande
I znowu te kaniony, czuję się jak bym był gdzieś w Utah, albo Arizonie...
Przed zjazdem ekipa strategicznie rozdziela się na dwie podgrupy...
...część wybiera zjazd krętym, widokowym asfaltem...
...a pozostali, żądni mocniejszych wrażeń...
...atakują jeden z najciekawszych (zarówno widokowo...
...jak i od strony trudności zjazdowych) singletracków na Gran Canarii
Kapitalny zjazd! Miejscami płynny i szybki...
...miejscami bardzo techniczny, wymagający uwagi i skupienia...
...i do tego jeszcze świetny widokowo... Gran Canaria w najlepszym wydaniu!
To już końcówka tego niesamowitego zjazdu - w dole jeziora Gambuesa i Ayagaures
Kończymy zjazd w ostatnich promieniach zachodzącego słońca - to był dobry dzień!
Następnego dnia uderzamy wysoko, na sam szczyt Gran Canarii - tym razem busem
Na dole pogoda była dobra - słonecznie, ciepło, ponad 20 stopni...
...jednak na 1949m npm sytuacja wygląda zgoła inaczej!
Tutaj, na górze, jest zimno, mgła (a właściwie to chmura)...
...uciekamy więc czym prędzej w dół, do ciepłego - przez pola wulkanicznych popiołów...
...po jęzorach zastygłej lawy...
...i kocich łbach królewskiego traktu Camino Real
Szlak Camino Real z Pico de las Nieves do przełęczy Cruz Grande
Wyjeżdżamy z chmury, na niebie zaczyna znowu dominować błękit...
...a szlak pokazuje pazura!
Zjeżdżamy już od dobrej godziny, a nawet jeszcze nie jesteśmy w połowie!
Poniżej Cruz Grande charakter terenu i roślinności wyraźnie się zmienia...
...a wraz ze zmianą podłoża, kaktusy i inne egzotyczne sukulenty ustępują miejsca...
...charakterystycznym, długoiglastym sosnom kanaryjskim
A zjazd nie chce się skończyć - nad ocean, do Maspalomas ciągle jeszcze kawał drogi!
Kolejny dzień, na początek kilka łatwych kilometrów promenadą wzdłuż oceanu...
...by wkrótce rozpocząć podjazd pośród skalisto-pustynnego krajobrazu...
...którego najbardziej charakterystycznymi elementami...
...są takie oto wilczomlecze kanaryjskie.
Celem naszej tym razem niezbyt długiej wycieczki jest punkt widokowy...
...nad pewną gigantyczną dziurą (albo może szczeliną) w ziemi...
...znaną jako kanion Barranco del Hondo.
Ostatniego dnia ponownie wybieramy się na Pico de las Nieves i ponownie...
...zastajemy tam chmurę. Zimno jak cholera, wieje i mży - zatem czym prędzej w dół!
I znowu powtarza się schemat sprzed 2 dni - 500 metrów niżej...
...sytuacja wygląda już całkiem inaczej - błękitne niebo i kilkanaście stopni cieplej.
Przez następnych kilkanaście kilometrów utrzymujemy mniej więcej stałą wysokość...
...zataczając rozległy łuk przez zachodnią część wyspy.
Na chwilę wjeżdżamy znowu w chmurę, ale teraz ta mgiełka...
...dodaje całej okolicy tylko uroku i nastroju tajemniczości.
Trasa jest niebywale malownicza i widokowa...
...- przez większą część dnia towarzyszą nam rozległe widoki na góry...
...a niekiedy w oddali pobłyskuje także i ocean.
Na rozdrożu Cruz de San Antonio, w dole sztuczne jezioro Embalse del Mulato
Niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy... Czas wracać.
W oczekiwaniu na odlot podziwiamy kaktusy-giganty w przylotniskowym ogródku
No i lecimy... Pod nami Fuerteventura